sobota, 26 stycznia 2013

Meet the survivors.

Witam

  Zgodnie z obietnicą wrzucam zdjęcia figurek do All Things Zombie, tak jak pisałem figsy są z firmy Hasslefree Miniaturs, na razie jest to kilka sztuk cywili(no może nie do końca) i jedna przedstawicielka zombie.

  Wspominałem że system jest bardzo skirmishowy i są w niego wplecione elementy RPG albo raczej cRPG co est jego mocną stroną wg mnie. Oczywiście możliwość rozegrania rozgrywki lub kampanii samemu w zaciszu własnego domu jest dla mnie dodatkowym plusem. Na razie, na potrzeby systemu nie będę tworzył jakiś konkretnych makiet itd., nie mam miejsca na składowanie czegoś takiego a specyfika tematu raczej orbituje wokół miast więc trochę musiałoby tego być. Będą to proste makiety z pudełek(choćby po butach) lub jakieś wydrukowane plansze, widziałem że ludzie też tak w to grają.

   Ok, zapraszam do oglądania. Każda(no prawie) figurka ma jakieś imię lub ksywkę, najprawdopodobniej jest to związane z jakimś bohaterem z moich ulubionych filmów, gier lub książek, nie zawsze związanych z tematyką zombie. Jeśli ktoś odgadnie jaki to film/gra/książka, to proszę pisać, oczywiście jak można się domyślać będą opisy(czasami nie krótkie ;) ) postaci aby przybliżyć losy bohaterów przed apokalipsą.

Jack.
    Nie do końca pomalowany, brakuje mu wash-a na skórze, no i na innych elementach. Na razie "płasko" pomalowany, zobaczymy co z tego będzie.



Gordon.
   Mały Gordon, trzeba tu zauważyć że figurka jest naprawdę mała, proporcjonalna do wysokości dziecka ale również podstawka ma zmniejszone proporcje.



Zoey.
   Chyba nie trudno będzie odgadnąć skąd czerpałem inspirację. Bardzo ładna figurka, z wieloma szczegółami, pani ma nawet krzyżyk zawieszony na szyji.



Kenneth.
Tu trochę trudniej, ale poza figurki jest wręcz wyciągnięta z kadru pewnego filmu o zombie. Jak widać figs jest przygotowany w dwóch wersjach, z Glock-iem i latarką albo shoutgun.



Roboczo "oficer".
Tu brak pomysłu ale coś będzie. Również sporo możliwości wariacji: tonfa, Glock, shoutgun, MP5SD...co by tu wybrać.



Chavez.
Tu nie będzie łatwo ale może komuś się uda. Figurka na wysokim poziomie, osobno głowa, plecak i dwie sztuki broni: karabin snajperski i MP5SD. Tu dla mnie wybór opcji jest prosty, ta figurka z MP5 wygląda BAD ASS!!!



Zombie.
 Pierwszy i na razie jedyny model zombie, jak widać pani kiedyś też była surviver-em sądząc po Glock-u w dłoni, skończyła marnie. Tu pytanie, czy ktoś kojarzy jakieś ładne figurki zombie? Chodzi mi o system lub producenta, GW odpada ze swoim regimentem zombie z fantasy - brzydkie nie "cywilizowane" modele.


To na razie tyle. Jeżeli ktoś byłby zainteresowany jakimś zamówieniem figurek z ww sklepu to można byłoby połączyć siły. Ja planuje zakup kilku zombiaków a i jest tam również figurka którą MUSZĘ mieć ale do Dystopian Wars!

Pozdrawiam.  

czwartek, 24 stycznia 2013

Things to come...

    Jak co dzień Jack jechał autem w stronę centru miasta do pracy. Pracował w międzynarodowej korporacji finansowej i był dumny ze swojego stanowiska. Pozycja w firmie nie świadczyła o tym że dokonał czegoś wielkiego i że jest niezastąpiony, ale czasami był chwalony i sam z siebie był dumny. Poranek zaczął się dość nerwowo, radiobudzik nie zadzwonił bo prawdopodobnie w nocy była jakaś awaria zasilania w dzielnicy i urządzenie zresetowało się tracąc wszystkie ustawienia. Był już spóźniony i podczas jazdy próbował dokończyć ubieranie się, poranną toaletę i jedzenie śniadania, nie włączył nawet radia w aucie. Nie mógł sobie wybaczyć  że  nie będzie punktualnie w pracy, na szczęście ruch na ulicach był mały - żeby nie powiedzieć znikomy - co było dość dziwne ale bardzo na rękę. 
    Po zaparkowaniu auta w podziemnym garażu, zauważył że większość miejsc parkingowych jest nadal pusta, czyżby inni nie mieli tak łatwej drogi do pracy? Poprawił swój ciemnoniebieski garnitur i udał się w stronę wind. Za biurkiem strażnika nikogo nie było, dziś czwartek wiec zmianę powinien pełnić Mike, starszy facet o dość sprośnym poczuciu humoru. Może jest na obchodzie - pomyślał Jack. Po wjechaniu na szóste piętro biurowca, przyłożył kartę dostępu do czytnika i otworzył drzwi.  Dotarł, udało się, znowu był w miejscu które tak bardzo lubił. W pracy  miał swój boks, całe 4 metry kwadratowe własnego królestwa. Od razu rzuciło mu się w oczy ze sprzątaczka nie przyłożyła się do swojej pracy w tej części biura. Ze złości zaklął i poprawi swój czerwony krawat z logiem firmy.  Zdenerwowany zaczął ogarniać boks, nagle miedzy dziesiątkami innych jednakowych boksów mignęła mu jakaś postać. Jack zrobił kilka kroków w tym kierunku i dostrzegł lekko przygarbioną postać, po stroju domyślił się że to sprzątaczka. Normalnie sprzątanie odbywało się późnym wieczorem aby nie przeszkadzać pracownikom korporacji. Jeżeli sprzątaczka pracuje dziś rano to znaczy że coś jest nie tak ale to nie pierwsza dziwna rzecz tego dnia.
- Przepraszam, czy mogę prosić aby posprzątała pani mój boks? - wykrzyknął Jack. Wychodzi na to że sprzątaczka z wczoraj ominęła moje stanowisko.
Kobieta powoli odwróciła się w jego stronę, na piętrze nie wszystkie światła były zapalone a pochmurny poranek nie należał do najjaśniejszych, stąd sprzątaczka była tylko zaciemnioną postacią na końcu długiego rzędu boksów.
- Dziękuję - powiedział, widząc że jego prośba została usłyszana i zostanie spełniona.
   W tym momencie za oknem w odległości kilku dziesięciu metrów od budynku korporacji, na wysokości piętra na którym się znajdował, zawisł majestatycznie wielki śmigłowiec transportowy Chinook. Pomimo grubych szyb budynku, hałas wirników był wyraźnie słyszalny, Jack rozpoznał że jest to transportowy śmigłowiec Gwardii Narodowej. Co oni tu robią? -pomyślał. Mimowolnie podszedł do wielkiej szklanej ściany chcąc przyjrzeć się bliżej całej sytuacji. Okazało się że śmigłowiec czeka aż zwolni się miejsce na dużym skrzyżowaniu dwie przecznice dalej. Tam, na przygotowanym przez dobrze widocznych żołnierzy prowizorycznym lądowisku, szykował się do startu kolejny Chinook.
- Co jest do cholery?! - zapytał sam siebie.
   Zapatrzony w scenę niczym z filmu, nie zauważył coraz bliżej podchodzącej sprzątaczki, usłyszał jednak cichy pomruk i charkot. Gdy się odwrócił zobaczył kobietę w średnim wieku w stroju personelu firmy sprzątającej. Szybko rozpoznał kobietę która nie raz zaczynała pracę gdy on wychodził z biura. Nie pamiętał jej imienia ale wiedział że jest latynoską, tylko dziś jej skóra była bardzo blada i nie przypominała typowego koloru skóry tej kobiety.
- Wszystko w porządku? - zapytał. Nic pani nie jest? - chciał się upewnić, widząc że kobieta dziwnie utyka.
   Kobieta tylko pomrukując ciągle zbliżała się do niego. W końcu wyszła z cienia i Jack mógł zobaczyć ją w pełnym świetle. Kobieta miała widoczną, duża ranę na nodze a w jej klatce piersiowej była wielka szarpana dziura, odsłaniająca białe żebra. W tym samym momencie ranna kobieta wyciągnęła obie ręce do przodu próbując pochwycić zdumionego finansistę. Zaskoczony Jack głośno krzyknął i odskoczył w bok ale zrobił to na tyle niefortunnie że razem ze sprzątaczką wylądował plecami na szklanej ścianie. Szyba zadygotała ale nic się nie stało i para nie wypadła na zewnątrz. W ogólnej szamotaninie, Jack zrozumiał że sprzątaczka chce za wszelką cenę go ugryźć, złapał wiec kobietę za włosy z boku głowy i mocno uderzył nią o szybę. Udało mu się również wyrwać z uścisku, dzięki czemu odskoczył kilka kroków od leżącej pod szybą postaci. Po chwili poczuł że w dłoni została mu kępka włosów i kawałek skóry z głowy napastnika jego nos za to wypełnił ohydny odór rozkładu. Odrzucił skalp z dłoni i odruchowo wytarł dłonie o nogawki spodni.
- Przepraszam, co pani jest? - zapytał kobiety która przed chwilą chciał wkomponować w szybę.
   W przypływie paniki rozejrzał się po biurze ponad boksami chcąc wezwać pomoc, przecież ktoś musiał słyszeć jego krzyk. I faktycznie w jego kierunku szedł jakiś facet, ale wolne i nie równe tempo kroków zmartwiło Jacka, postać weszła pod zapaloną lampę w suficie i ukazała makabryczny widok.
- No nie, to się nie dzieje naprawdę!
   Jack rozpoznał w owej postaci Mike-a, strażnika z parteru którego nie zastał rano przy wejściu. Mike nie miał lewej ręki, tak jakby coś lub ktoś po prostu mu ją odrąbał, strażnik był dość pokaźnej postury murzynem ubranym w jednolity zakrwawiony mundur.
Latynoska zaczęła powoli wspinać się po oknie aby ponownie wstać i jeszcze raz zaatakować. Nie był okrążony ale wyjście do wind i na klatkę schodową było zablokowane przez mężczyznę który coraz żwawiej podążał w jego stronę.
Muszę się stąd wydostać albo ukryć i poczekać na pomoc - pomyślał. Telefon komórkowy został na jego biurku więc był poza realnym zasięgiem. Za to za swoimi plecami miał drzwi do narożnego biura dyrektora Stevensona, postanowił zabarykadować się tam i wezwać pomoc przez telefon z biurka.
   Mając znaczna przewagę szybkości, nie miał problemu z dotarciem do drzwi. Drzwi okazały się uchylone, co pozwoliło na szybkie ukrycie się przed dwoma stworami z głębi biura. Pokój starego Stevensona nie należał do największych na piętrze ale samo usytuowanie w rogu budynku świadczyło że właściciel nie dostał go za darmo. Takie gabinety były najbardziej atrakcyjne i prestiżowe. Sam właściciel, dyrektor departamentu reklamacji w którym pracował Jack, nie był zbyt lubiany wśród pracowników. Kojarzony był raczej z grubiaństwem i chorym poczuciem obowiązku. Jack miał w przeszłości z nim pewne zatargi na płaszczyźnie zawodowej i również należał do grupy osób które pozbyłby się Stevensona z firmy.
   Zamknąwszy za sobą szybko drzwi poczuł ponownie zapach zgnilizny. Analizując sytuację doszedł do wniosku że musi działać szybko, zabezpieczenie drzwi było priorytetem. Przesunięcie sporej szafy nie było łatwe ale adrenalina we krwi Jacka sprawiła że ciężki mebel szybko oparł się o drzwi wejściowe. Gabinet sam w sobie wyglądał zupełnie normalnie, oprócz przesuniętego pod drzwi mebla. Pod oknem stało spore biurko zawalone papierami, przy ścianie pod oknem stała kolejna mniejsza szafa a obok niej mała sofa. Nad sofą za to wisiał kij do krykieta, Stevenson był wielkim fanem tego dziwnego sportu. Pewnie zabezpieczone drzwi dały Jackowi chwilę wytchnienia, co okazało się dość zgubne, adrenalina w jego żyłach przestała działać i dopadły go dreszcze a w głowie wirowały setki myśli. Co się stało? Gdzie są wszyscy? O co tu chodzi? Bał się odpowiedzi na pytanie czym były stwory na zewnątrz ale innej odpowiedzi nie mógł znaleźć. To musiały być zombie lub coś podobnego,  czytał nawet kiedyś poradnik jak przeżyć w świecie opanowanym przez te stwory, ale traktował to jako raczej śmieszne s-f. Nie, to nie może być prawda. Takie rzeczy nie istnieją - wmawiał sobie nerwowo. Gdyby była to prawda, oznaczałoby to koniec świata jaki znał. Koniec z jego życiem młodego specjalisty z wielkiej korporacji, traktował tą firmę jak rodzinę a ze swoją własną nie utrzymywał żadnego kontaktu. Nie, to tylko przejściowe - powtarzał - Gwardia Narodowa opanuje tą plagę i wszystko wróci do normy. Właśnie, Gwardia! - przypomniał sobie śmigłowce na zewnątrz.
   Podbiegł do okna i spojrzał w stronę skrzyżowania, na którym wcześniej widział prowizoryczny helipad. Okazało się że jeden śmigłowiec już odleciał a ten który wcześniej zawisł obok budynku właśnie wylądował i zabierał pozostałych żołnierzy i kilku cywilów. Po chwili dostrzegł na ulicy spory tłum wolno poruszających się w stronę śmigłowca postaci. Pozostali na zewnątrz śmigłowca żołnierze zaczęli strzelać do tłumu, który wciąż napierał bez śladów paniki, to uświadomiło Jackowi że to nie był tłum ludzi tylko spora horda zombie. Dwa wielkie wirniki Chinooka ewidentnie przyspieszyły a reszta żołnierzy wpakowała się do jego środka tylnym włazem, teraz już tylko boczny strzelec bronił maszyny. Strzały były ledwo słyszalne poprzez grubą szybę okna. Pilot poderwał kolosa i skierował go na wschód.
- Zaraz zaraz, jeżeli Gwardia Narodowa wycofuje się z miasta to kto je oczyści z zombie? - zapytał sam siebie Jack.
   Spoglądając jeszcze chwilę na ponure miasto dostrzegł kilka śmigłowców kierujących się również na wschód, prawdopodobnie wszystkie leciały do Fortu Benning.
- Mam przejebane - podsumował chwytając tym samym słuchawkę telefonu na biurku. W słuchawce usłyszał tylko głos automatu informujący go o braku możliwości obsługi w tym momencie.
- Mam bardzo przejebane.
   Odkładając słuchawkę zobaczył coś pod biurkiem, schylił się by sprawdzić co zobaczył. Pod biurkiem leżał dyrektor Stevenson, albo raczej to co z niego zostało, teraz dotarło do Jacka skąd ten smród w gabinecie. Ciało jego byłego zwierzchnika było mocno poszarpane, miało prawie odgryzione nogi, biedak chyba chciał ukryć się pod swoim biurkiem. Nie było sensu sprawdzać czy jeszcze żyje, z takimi obrażeniami nikt by nie przeżył, poza tym krew na wykładzinie była już mocno zaschnięta co świadczyło że horror rozegrał się zapewne wieczorem poprzedniego dnia. Dyrektor pewnie został po godzinach w pracy i wtedy dopadły go zombie, ale czy zrobiła to sprzątaczka czy Mike? Ile jeszcze jest tych stworów w budynku? - zapytał sam siebie. Muszę mieć jakiś plan, muszę wrócić do mieszkania, muszę przygotować jakieś zapasy, muszę...wyjść z tego budynku.
Na ulicy ktoś zaczął strzelać, Jack szybko wyjrzał przez okno, zobaczył kobietę i mężczyznę okrążonych przez sporą liczbę zombie. Mężczyzna bronił siebie i kobiety ale wrogów było za dużo. Kobieta pierwsza została ugryziona i od razu osunęła się na kolana pod naporem zombie, który kiedyś był policjantem, partner ofiary zabił zombie pewnym strzałem. Potem przykucnął przy niej chwilę nie zwracając uwagi na zbliżające się niebezpieczeństwo, po czym przyłożył broń do jej skroni i strzelił! Kilka sekund później sam odebrał sobie życie zanim jakikolwiek zombie zdążył zatopić w nim swoje zęby.  Jack zrobił się blady jak ściana, tego było już za wiele, hordy żywych trupów, ludzie którzy wolą popełnić samobójstwo tylko po to aby nie stać się ofiarami tych stworów. Świat oszalał a Jack był tego świadkiem.
   Stevenson pod biurkiem zaczął się wiercić i wydawać z siebie bulgoczący dźwięk. Jack powoli odwrócił się i zajrzał pod mebel, tam truchło dyrektora za wszelka cenę chciało się odwrócić i wyjść spod biurka. Jak to możliwe? Przecież nie żył jak go znalazłem - zdziwił się Jack.
- Bill, Ty też jesteś jednym z nich? - zapytał zombie, choć domyślał się że jakakolwiek próba    kontaktu z tymi potworami jest niemożliwa.
   Widząc bezradność w ruchach i próbach wydostania się z pułapki, Jack spokojnie rozejrzał się po biurze. Tak, to będzie w sam raz - powiedział w myślach, widząc kij do krykieta na ścianie. Niespiesznie wszedł na sofę i sięgnął po zawieszoną na ścianie pamiątkę po jakimś sławnym graczu. Jack zważył kij w dłoni, był lekki i dobrze wyważony ale sprawiał też wrażenie bardzo solidnego i wytrzymałego. Wrócił do biurka i zaparł się nogą o jej blat, mocnym kopnięciem przewrócił mebel odsłaniając tym samym swojego niedawnego kolegę z pracy.
- Bill, przyznam że nigdy Cię nie lubiłem, a teraz gdy jesteś jednym z tych potworów...teraz Cię nienawidzę. Widzisz, mój świat to ta firma, może będziesz uważał mnie za dziwaka lub człowieka z problemami ale Twoje zdanie już się nie liczy - ciągnął Jack. Naprawdę lubiłem tą pracę a teraz już jej nie ma...i w sumie nie ma też już Jacka...
   Zamachnął się z całych sił i uderzył kijem w głowę zombie, które już było gotowe do ataku, broń okazała się skuteczniejsza niż przepuszczał. Twarde drewno wytrzymało cios, czego nie można było powiedzieć o głowie Billa Stevensona, którego ciało od razu zesztywniało tym razem na dobre. Za drzwiami biura wzmógł się charkot dwóch zombie, które próbowały cały ten czas dostać się do środka.
- Teraz wasza kolej! - mówiąc to podszedł do szafy i z nie małym trudem odstawił ją na tyle aby dało się otworzyć drzwi. Przed ich otwarciem jeszcze się zastanowił nad tym czego dziś był świadkiem. Górę nad wszystkim brała złość, złość na to że to koniec jego życia jakim je znał i lubił. Musiał wyładować swoją frustrację i gniew, zabicie Stevensona jeśli można tak było to określić, nie dała mu ulgi wiec musi poszukać jej gdzie indziej. Musi na nowo stworzyć swój świat bo na pewno nie jest już tym Jackiem z wczoraj...
- Jestem, zemstą Jacka - powiedział, po czym otworzył drzwi biura...

CDN...

Muszę przyznać że nie myślałem o tak długim tekście ale jak zacząłem go pisać to jakoś nie mogłem znaleźć końca. Poziom jak zwykle w moim przypadku marny, bo pisarzem nie jestem, ale mam nadzieje że da się przez to przebrnąć.

No właśnie, co to właściwie jest i po co to komu? Już tłumaczę, kiedyś szukałem jakiegoś skirmishowego systemu o zombie i znalazłem: All Things Zombie. Okazało się później że Damian na obczyźnie ;) miał możliwość zagrania w ten system i bardzo go zachwalał jako super zabawę, więc niezwłocznie zacząłem szukać odpowiednich figurek. Jako że jestem fanem filmów Romero i jemu pochodnych, szukałem figurek które ukazywałyby zwykłych ludzi wmieszanych w apokalipsie zombie, czyli standardowych bohaterów takich filmów. Nie było to takie łatwe,  szukałem w polskim internecie ale nic fajnego nie trafiłem, z pomocą przyszła mi angielska firma hesslefree miniatures. Kilkuosobowa, rodzinna firma z bardzo ciekawym wachlarzem metalowych figurek 28mm. Mają dokładnie to czego szukałem, czyli naprawdę ładne figsy cywili przyszykowanych na walkę z zombii. Kupiłem kilku bohaterów i jedną figurkę zombie, przesyłka dotarła z lekkim opóźnieniem a to z powodu błędu na stronie sklepu. Przez ów błąd zamówiłem figurkę, której de facto nie było na stanie choć strona tego nie pokazywała, zamówienie się przeciągnęło ale firma stanęła na wysokości zadania i dostałem gratisa. A dokładnie figurkę małego chłopca z łomem...czad mój syn będzie miał swoją figurkę, o ile jej nie połknie bo ma na razie 12 miesięcy. :)

Dobra teraz o systemie gry,  rozgrywka polega na graniu małych potyczek(jak necromunda) tylko gra się przeciwko grze, to system generuje i steruje zombi poprzez nasze akcje np. strzał z broni czy przypadkowo uruchomiony alarm w aucie. Nie wiem jak w praktyce ale z teorii wydaje mi się że ATZ nie jest najbardziej intuicyjnym systemem z powodu sporej ilości tabelek, które określają wynik zaistniałej sytuacji. Np. po wejściu do budynku sprawdzamy czy ktoś w nim jest, jeśli  to zombie-wiadomo- jeśli to człowiek to sprawdzamy czy to członek gangu-bad guy- czy cywil itd. Pomimo to mam nieodpartą chęć grania z kilku powodów. Mianowicie można grać samemu na co ostatnio jestem skazany - Siwus gdzie jesteś!!! :) -, gra ma bardzo wiele z RPG tzn. na początku gry tworzymy własna postać! Oczywiście nie musimy ale gra ma zaimplementowaną 30 dniową kampanię, która pozwala na rozegrania całgo miesiąca w świecie apokalipsy zombie. Jeśli zdecydujemy się na tworzenie postaci, musimy określić i mniej więcej ocenić samych siebie(oczywiście to wszystko jest według naszego widzi mi się ale jak ktoś chce zrobić to na serio...) czyli np czy jesteśmy po jakims przeszkoleniu wojskowy albo czy byliśmy w wojsku a może określamy samych siebie jako zwykłych "Kowalskich". W ten sposób określamy z których tabel będziemy losować postać, jakiej będzie "reputacji"(REP określa wynik na kostce potrzebny do zdania testów) od 1 do 5, przy czym autorzy określają postać poziomu 5 jako tzw STAR dla której gra będzie miała mocno kinowy klimat(trudno nie zdać testów na 1-5 przy k6). Oczywiście postacie też mają swoje atrybuty, które nie zawsze działają na korzyść gracza bo je również się losuje ale tak jak mówiłem to wszystko można na swój sposób ominąć.

OK, to tak na wstęp. Postaram się nie długo(tydzień lub dwa w zależności od ilości wolnego) rozegrać małą, próbną potyczkę dla której nakreśliłem fabularne tło powyżej. Zdjęcia figsów zamieszczę jutro lub w najbliższych dniach.

Pozdrawiam

ps.: Ale się napisałem...:D