poniedziałek, 17 października 2016

Starboard bow ahoy!!!


Stało się! Kolejny wpis! :)

Po długiej pauzie, której nie będe usprawiedliwiał, udało się coś zagrać. Tym razem najmłodsze dziecko w mojej kolekcji.
Sails of Glory.
Co może byś piękniejszego niż gra przedstawiająca starcia żaglowców z przełomu XVIII i XIX wieku. Gra, która daje możliwość rozegrania nawet bitwy pod Trafalgarem, choć uważam ze byłby to spory mindfuck dla jednej osoby, która miałaby kontrolować wszystkie okręty jednej strony.

OK, Sails of Glory, czyli okręty napędzane siłą wiatru, ich burty naszpikowane działami i liczne załogi.

Rozegraliśmy z Łukaszem dwie bitwy. Pierwsza była zupełnie próbną ale na zasadach zaawansowanych, po jednym okręcie na stronę - fregaty. Chcąc zaznajomić się z zasadami nie chcieliśmy przesadzać z zarzuceniem się ilością żetonów, która przy dwóch okrętach jest już spora.
Podczas pierwszych tur szybko można zapoznać się z zasadami, gra wg mnie jest intuicyjna a ilość różnie oznaczonych żetonów jest naprawdę łatwa w zrozumieniu.
Sama walka dwóch fregat była dość szybka i ciekawa. Prowadząc francuską 38działową fregatę, która była cięższa od brytyjskiego rywala zdołałem przegrać. :)
Porażki doszukuję w moim mylnym pojmowaniu pewnej kluczowej zasady. Zasady tak naturalnej i normalnej że aż sam siebie zdziwiłem swoją interpretacją a na dodatek "wyprowadziłem z błędu" Siwusa, który oczywiście rozumiał to dobrze.

 Druga bitwa to już starcie czterech okrętów, dwa na stronę, 74-działowe okręty trzeciej klasy i fregaty.

 Francja:
AQUILON - 74 działa
COURAGEUSE -34 działa

Wielka Brytania
HMS VANGUARD - 74 działa
HMS TERPISCHORE - 32 działa


Przy poprzedniej rozgrywce przyjęliśmy standardową zasadę wiatru, wiał z lewej do prawej i był stały, tym razem kierunek wylosowaliśmy ale pozostawiliśmy go również stałym w kierunku i sile.

Po losowaniu okazało się że wiatr wiał w kierunku północno-zachodnim i to ja miałem weather gage a Siwus musiał kombinować pod wiatr. Płynąć z wiatrem zaczynało mi coś przeszkadzać w odległościach które pokonywałem z pełnymi żaglami ale cóż, nowa gra, żagle tak pewnie ma być.

Do pierwszych wystrzałów doszło dopiero w trzeciej/czwartej turze. Brak doświadczenia z obu stron, doprowadził do narażenia obu fregat na ostrzał. Przy maksymalnym dystansie strzału losuje się "żółte" żetony, które nie są tak mordercze jak "czerwone" ale w wypadku fregat nawet żółte mogą bardzo szybko doprowadzić do sporych problemów. W kolejnej turze Łukasz, manewrując pod wiatr, zmuszony był do wykonania swoim liniowcem manewru który odwzorowywał spychanie jednostki do tyłu przez wiatr. Z tego tez powodu jego okręt nie mógł odgryźć się przeciwnikowi za to jego fregata dostała się pod morderczy ogień z moich obu okrętów. Salwy wznieciły na pokładzie "NAZWA JEDNOSTKI" pożar jak i ogromne uszkodzenia samego kadłuba. Mając na okręcie żeton "specjalnych uszkodzeń" np. pożar, przeciek, złamany maszt gra nabiera ogromnych rumieńców. Mając, przy pełnej załodze, tylko cztery akcje, trzeba szybko nadawać priorytety temu co chce się zrobić. Gaszenie pożaru/pompowanie wody to mus, bo inaczej bardzo szybko stracimy taką jednostkę. Działa trzeba przeładować no i strzelić a uszkodzenia się nawarstwiają.

Po taj turze Siwus nie zdążył ugasić ognia, który strawił cała jednostkę dając mi przewagę liczebną no i wiatr nadal był ze mną. Wszystko wskazywało na moje rychłe zwycięstwo ale pojawił się mój pierwszy błąd. Po oddanej salwie w stronę fregaty okazało się że wydałem rozkaz przeładowania nie tej burty co trzeba, co dało Łukaszowi turę wytchnienia od ostrzału z mojego liniowca. Za to jego HMS DEFENCE borykał się już z dwoma pożarami, które zostały wzniecone przypadkowymi trafieniami w poprzednich turach. W taki momencie, brak możliwości ostrzelania jego jednostki przez mój 74-działowy AQUILON była dla Łukasza darem niebios, oczywiście moja fregata jeszcze się odgryzała ale sama również była już w takim stanie że nie mogła realnie zagrozić brytyjskiemu SoL. W kolejnej turze straciłem lżejszą jednostkę, która poszła na dno po salwie burtowej z HMS....
Szla zwycięstwa, kolejny raz zmieniła swoje położenie.

Pojedynek jeden na jeden wydawał się być wyrównany. Będąc daleko od siebie musieliśmy to zmienić aby móc, mocniej razić przeciwnika na krótszym dystansie. Płynąc lewym halsem zbliżałem się do Łukasza ale przez sprytne wykorzystanie wiatru od dziobu Siwus zdołał przez dwie tury utrzymać się w pozycji która cały czas "przekreślała" moje T, czerpiąc tym samym z zasady Raking Fire - czyli strzału przez całą długość kadłuba.

W tym momencie miałem już spore problemy, celne trafienia spowodowały przeciek jak i co gorsza złamany maszt. Pryz pozostałych dwóch okręt jest mniej sterowny, inny deck kart manewrów, ale nadal możliwa jest sensowna walka. Pojedynek wyrównał się gdy tylko mogłem zacząć odstrzeliwać się Brytyjczykowi, który to również borykał się z problemami ale nie tak dużymi jak ja. Tym bardziej że w kolejnej turze straciłem kolejny maszt co spowodowało brak możliwości spójnej koncepcji planowania ruchu. Równolegle do uszkodzeń samej jednostki okazało się żę moja załoga została przetrzebiona do takiego stanu, który pozwalał już tylko na wykonanie dwóch akcji na turę! Nie dane było mi jednak zmierzenie się z takim wyzwaniem jak, zaplanowanie naprawy masztów, pompowanie wody, ostrzał i przeładowanie mając tylko garstkę marynarzy.
AQUILON zatonął!!!


Jedna zasada, o której wspomniałem wcześniej, wg mnie trochę zmieniła cała grę ale tylko na płaszczyźnie odległości jaką pokonywaliśmy nic poza tym. Mója błędna interpretacja wykonania ruchu spowodowała że jednostki ruszały się zatrważająco wolno i wykonywały przy tym dziwne zwroty, dotarło to do mnie na koniec ostatniej tury...
Oczywiście tj pisałem Siwus od razu wiedział jak poprawnie to wykonać, po prostu "przekonałem" go do swojej błędnej racji.


Podsumowując. Goddamn!

Ta gra jest świetna, nie graliśmy na zasadach podstawowych czy standardowych tylko od razu na zaawansowanych z uwagi na rozbudowanie elementu multitaskingu jaki jest wymagany, i w sumie był wymagany w tamtych czasach, od kapitana jednostki. Planowanie ruchu na kolejną turę na początku poprzedniej wymaga zastanowienia się nad tym co chce się zrobić, działa które trzeba przeładować nie są już tylko wyposażeniem okrętu dzięki któremu strzelamy - to już członek załogi o którego trzeba zadbać by wykonał swoje zadanie. Naprawa uszkodzeń nie jest tylko byle rzutek k6, wyeliminowanie przecieku zajumje praktycznie dwie tury a woda wlewa się nadal - pompowanie to zupełnie oddzielna akcja!
Najłatwiej jest porównywać ta grę np. do Full Thrust albo X-Wing, ale w żadnej z wspomnianych gier nie ma takiego management'u jednostkami a akurat ten aspekt podoba mi się najbardziej. Jednostki z kolejnymi uszkodzeniami zmieniają swoje "statystyki" bo to odwzorowuję utratę dział. Wydaje się że autorzy pomyśleli chyba o każdym aspekcie starć na morzu z okresu wojen napoleońskich. Chęć abordażu może spowodować splątanie się takielunku okrętów co z kolei spowoduje brak możliwości rozdzielenia się okrętów, małe smaczki które budują klimat wokół całości, no nawet jest akcja wydania załodze GORG’u!!!
Szczerze polecam ta gre wszystkim miłośnikom tamtego okresu historii, jeśli ktoś nie jest fanem książek autorstwa Patrica O'Birana o przygodach kapitana Jacka Obreya to nie wiem czy wydanie dla niego 300zł to dobre rozwiązanie ale jeśli kotś lubi ten swego rodzaju romantyzm tamtych czasów to będzie bardzo zadowolony.


Poniższe zdjęcia są w kiepskiej jakości ale to z powodu tego że graliśmy w kanjpie przy słąbym świetle do robienia zdjęć.





Pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. No proszę, nie dalej jak na Polach Chwały miałem okazję zagrać. Gra mi się bardzo spodobała. Jedyny minus to to, że nie da się sensownie rozegrać dużych starć (przy prowadzeniu więcej niż 3 okrętów zaczyna być grubo - tak przynajmniej twierdzi kolega, który nam ją prezentował). Dlatego kombinuje mod do Full Thrusta, żeby dało radę rozegrać rzeczony Trafalgar ;)
    A w SoG planuje również grać, tym bardziej że kolega ma kilka dodatków, więc jest co testować.

    OdpowiedzUsuń