Niebo nad zrujnowaną dzielnicą Urbanosprawl Alpha zasnute byłą ciężkimi chmurami. Wisiały nisko, mogłoby się wydawać zaraz nad głowami, dając do zrozumienia że są pełne wilgoci i pyłu. Bezkresne zwały chmur, przypominające ogromny sztorm na niebie, nadawały okolicy ponury charakter.
Niebo nad Sangua Terra już od wielu miesięcy było zasnute grubym całunem, powstałym na skutek działań wojennych o skali planetarnej. Bliskość Citrix Meledictum też miał ogromny wpływ na każdy biom planety, próbując dyskretnie wstrzykiwać we wszystko co żywe kolejne dawki spaczenia Osnowy.
Sierżant Mattias Kyser, dowodził grupą wsparcia artyleryjskiego w wydzielonej grupie 55 Regimentu z Descot. Jako najstarszy stażem był naturalnym wyborem na to stanowisko i w sumie był bardziej z tego dumny niż zły. Choć to drugie uczucie od razu zrodziło się w jego umyśle po tym co zobaczył gdy dotarli na wyznaczone pozycje.
Rozkaz dla grupy był dość prosty, dotrzeć do pozycji bronionych przez Vadrugańkski 122 Regiment piechoty, który bronił tej części stolicy. Odcinek był broniony już trzeci tydzień a od dwóch dni przestały spływać meldunki od obrońców.
Pozycje zajmowane przez Vadrugan okazały się puste. Okopy, pozycje cieżkiego sprzętu jak i prowizoryczne koszary. Nic, po prostu pusto. Pozostały sprzęt leżał porozrzucany po ziemi ale w większości przypadków był zniszczony lub poważnie uszkodzony. Ślady walki były ewidentne ale nie znaleziono nikogo, nawet ciał ewentualnych rannych lub zabitych...
Wcześniejsze meldunki 122 Regimentu, wspominały o dużej ilości wojsk wyznawców chaosu, ogromne masy kultystów atakowały fala za falą w niekończącym się przypływie ciał. Według oficerów Sto Dwudziestego Drugiego, jeśli nie zostanie zakłócona linia zaopatrzenia, to ta część stolicy będzie bezpieczna - tak optymistycznie opisywali swoją sytuacje.
Dowodzący grupą z Decot, młody oficer w randze Kasztelana, wydał rozkazy rozlokowania podległych mu jednostek. Zgodnie z doktryną sierżant Mattias rozstawił swoją małą baterię dział typu Bombast na niewielkim placu na tyłach pozycji. Ku nieskrywanej niechęci swoich podwładnych, nakazał prowizoryczne okopanie dział w standardowym układzie dwóch par po dwa działa. Kultyści nie operowali swoją własną artylerią, zatem nie spodziewał się ognia kontr bateryjnego ale doświadczenie i nawyki wzięły górę.
Po kilkunastu minutach, gdy uznał że już czas aby potrząsnąć trochę swoimi ludźmi, przeszedł całą pozycję aby wytknąć im jakieś błędy, czy to w wykonaniu umocnień lub o "Standardzie Oporządzenia".
Nic nie ucinało zrzędzenia wśród żołnierzy jak opieprz za źle rozłożony sprzęt lub wystającą z za paska spodni wojskowa bluza.
Podczas obchodu Mattias dostrzegł oddział Kasarkinów wychodzących poza pozycje 55'tego, typowa taktyka rozpoznania bojem. Wyjść naprzeciw wroga, związać go krótką walką i wciągnąć pod ogień artylerii. Tak, to był znak, że zaraz można spodziewać się "misji ogniowych".
Sierżant, poprawił uprząż, którą na sobie nosił, poprawił odpowiednio czapkę, po czym sam w duchu uśmiechnął się do siebie, że sam potraktował siebie "Standardem Oporządzenia".
Reszta jego chłopców, widząc wyjście elitarnej jednostki w ziemię niczyją, też dopatrywała się znamion nadchodzącej walki. Jeden z ludzi, wspiął się nawet na koło armaty i opierając się rękami za pancerną płytę osłony, wyglądał w dal pomiędzy zniszczone zabudowania dzielnicy.
- Garza!!! Złaź natychmiast na dół matole! Nie twoją rolą jest wypatrywanie wroga! - wydarł się Mattias.
- Prze... przepraszam sierżancie, tak tylko chciałem spojrzeć. - tłumaczył się szeregowy, dokładnie wiedząc jaki sierżant potrafi być ostry gdy ktoś zajdzie mu za skórę.
- Przygotowałeś skrzynie z amunicją? - zapytał sierżant.
- Tak, sir. - odparł mocno poddenerwowany szeregowy, który był świeżym uzupełnieniem regimentu.
- Sir? Do jasnej cholery Garza, jestem sierżantem a nie oficerem, ja uczciwie pracuje na żołd! - odkrzyknął Mattias.
- Tak jest... sierżancie. - odkrzyknął żołnierz.
W tym momencie Mattias dostrzegł braki w oporządzeniu szeregowego Garzy.
- Szeregowy Garza, gdzie masz swój hełm? - zapytał sierżant bardzo spokojnym głosem, wręcz ojcowskim tonem, który mocno kontrastował z początkowym krzykiem.
- Zgubiłem go w trakcie przejścia na tą pozycje, Si... sierżancie. - zameldował Garza.
- Zgubiłeś?! - Mattias zapytał z tym samym co przed chwilą ojcowskim przejęciem w głosie.
- Tak, sierżancie, tempo marszu było duże a ja go źle przytroczyłem do plecaka.
- TEN HEŁM NIE NALEŻAŁ DO CIEBIE GARZA! TEN HEŁM NALEŻAŁ DO NASZEGO UMIŁOWANEGO IMPERATORA!!! - wykrzyczał sierżant
- Gubiąc ten hełm narażasz nas wszystkich na wielkie niebezpieczeństwo, pomniejszając nasz "Defensywną Postawę" i gwałcisz najświętsze prawa "Standardu Oporządzenia" a to właśnie te standardy odróżniają nas od zwierząt i wyznawców chaosu!
- Kapralu Jonas!
- Tak jest sierżancie! - odkrzyknął dowodzący działem żołnierz.
- Kapralu, to na Was spada obowiązek dotrzymania "Standardu Oporządzenia" w drużynie!
- Tak jest sierżancie!
- Odkurwakręćcie ten burdel albo cała drużyna pójdzie do raportu!
- Tak jest sierżancie. Szeregowy Garza, zwracam Ci uwagę na fakt, że wszystkie akcje wykonywane poza koszarami należy wykonywać zgodnie z regulaminem i z poważaniem "Standardu Oporządzenia". - kapral wycedził sztywną formułkę.
- Tak jest. - potwierdziła skołowana ofiara sierżanta.
Obejście pozycji baterii zajęło jeszcze kilkanaście minut, Mattias standardowo postawił do pionu jeszce kilku żołnierzy. Przejawiał wiarę w to, że czuwa nad nimi sam imperator ale wsparcie dyscypliny poprzez kontrolowany opieprz działał kojąco na morale przed bitwą. Bitwą, która właśnie dla nich rozpoczęła się rozkazem pierwszej misji ogniowej.
Rozkaz był prosty, koordynaty kwadratu, typ amunicji - HE(High Explosive), intensywność ognia.
Huk jego baterii w pełnym tempie ogniowym dla jednych był nie do zniesienia ale dla Mattiasa to była muzyka, którą mogły przebić tylko chwalebne hymny śpiewane przez zastępy chórów Świętej Terry.
- Koooocham to góóóównooo! - wykrzyczał Mattisa - Chłopcy to jak obrona Cadii! - zwrócił się do swoich ludzi po tym jak ostatnie działo wystrzeliło ostatni pocisk z salwy.
Misja zakończona, teraz czekanie na kolejne koordynaty i rutynowa kontrola dział. Niestety nie, nie mieli żadnych meldunków od wysuniętych obserwatorów o efektywności ich ognia. Może za jakiś czas oddział Kasarkinów przekaże jakieś meldunki i ewentualne poprawki.
Sierżant zamyślił się na chwilę ale z otępienia wyrwała go ciężka kropla, która spadła na daszek jego czapki. Zaraz po niej spadła kolejna na tylną część pancerza.
Deszcz - pomyślał - nie ma to jak walka w deszczu, przesiąknięty ciężki mundur to nic przyjemnego gdy oblepią go resztki prochów nośnych z pocisków artyleryjskich.
- Sierżancie... to krew. - zwrócił się do Mattiasa szeregowy Garza.
- Jaka krew, szeregowy? Jesteście ranni? Ile razy Wam mówiłem aby uważać na palce przy obsłudze zamka lufy! - wykrzyczał, zdenerwowanym tonem.
- Nie sierżancie, ten deszcz.. to krew.
Mattias nie do końca zrozumiał o co chodzi szeregowemu ale zaczął coraz bardziej analizować to zjawisko. Faktycznie ów "deszcz" wydawał się dziwny, rzadki, kropli było mało ale były za to ciężkie, ciemne i gęste. Większość ludzi jego baterii zaczęła również rozglądać się po sobie próbując odgadnąć pochodzenie tej zagadki.
Sierżant z zaciekawieniem spojrzał w górę. Chmury wyglądały tak samo jak przed chwilą i tak samo jak w momencie dotarcia na tą pozycje. Były ciężkie, brunatne i wisiały złowieszczo nisko.
Jedna z kropli spadła na policzek Mattiasa, ten odruchowo przetarł go dłonią aby od razu przyjrzeć się kropli.
Ciecz była faktycznie gęsta i ciemna a po rozsmarowaniu między palcami wnikała pomiędzy linie papilarne pozostawiając ciemnoczerwoną smugę.
- Może to jakiś olej z silników jakiegoś transportowca? - zapytał na głos kapral Jonas.
Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, pomiędzy sierżantem a szeregowym Garzą coś spadło z nieba i ugrzęzło w nasiąkniętej ziemi. Mattias zdążył zwrócić uwagę, że nie wyglądało to na granat moździerzowy a ni nic co miało za chwilę eksplodować im pod nogami. Niemniej jednak szeregowy Garza uskoczył w bok kładąc się na brzuchu w typowy sposób, którego uczono wszystkich w koszarach podczas szkolenia.
Przenosząc zdumiony wzrok z leżącego szeregowego na ów tajemniczy przedmiot dostrzegł więcej szczegółów. Z wrodzoną ostrożnością podniósł go, uznając że nie stanowi on większego zagrożenia jeśli tylko użyje do tego swoich grubych artyleryjskich rękawic. Już po samym wyjęciu z błota domyślił się, że ma do czynienia z ludzką dłonią, urwaną w nadgarstku. Palce dłoni były wygięte w dziwny i groteskowy sposób a sama rana wyglądała na relatywnie świeżą, krew nadal powoli się z niej sączyła.
Skąd się tu znalazła, doświadczenie jak i obrazy które widział Mattias, pozwalały mu wyobrazić sobie co mogło dokonać takiego okaleczenia. Jego własne działa były śmiercionośną bronią, która potrafiła rozdzierać wrogów na strzępy ale wokół nich nie było ostrzału a ów dłoń nie mogła tu dotrzeć, wyrzucona wybuchem z ich misji ogniowej.
Całą analizę przewał głośny plask tuż obok stojącego kaprala. Przedmiot był większy, dłuższy i od razu rozpoznawalny. Ludzkie ramię, nagie i pozbawione dłoni. Ramię, brutalnie wyrwane z barku jakiegoś nieszczęśnika, odsłaniało białą kość. Kapral z przerażeniem spoglądał raz po raz na okrwawione ramie i na sierżanta.
Od tego momentu, na całą linie baterii dział, zaczęły spadać kolejne części ciał - bo na pewno nie były to strzępy jednego człowieka. Od jednej z luf odbiła się ludzka głowa, która wylądowała na kolanach żołnierza obsługującego przyrządy celownicze. Szeregowiec spanikował i zaczął krzyczeć, po czym zaczęli wtórować mu kolejni żołnierze doświadczeni kolejnymi strzępami.
Obok sierżanta i szeregowego Garzy spadł cały ludzki korpus pozbawiony nóg, rąk i głowy. Głośny plask, spotęgowany błotem, zakończyło głuche i wręcz mdłe mlaśnięcie oznaczające wypływające z niego wnętrzności.
Garza od razu zwymiotował i padł na kolana odwracając wzrok od okropieństwa które właśnie zobaczył.
Sierżant, widział wiele w trakcie swojej kariery i choć nigdy nie twierdził ze jest odporny na takie widoki to jednak wprawiło go to w swego rodzaj otępienie. Pomimo tego stanu Mattais przyglądał się korpusowi i zaczął zwracać uwagę na koleje szczegóły. Korpus był brudny ale nie był nagi, ubranie zaś miało oliwkowy kolor, który tylko próbował przebić się poprzez mozaikę brudu, krwi i wewnętrznych płynów jakie wylały się po upadku. Im dłużej się przyglądał tym bardziej uświadamiał sobie że już gdzieś widział ów strój, te guziki i naszywki...
To bluza z Vadrugańskiego 122 Regimentu piechoty, to nieszczęśnik który bronił tej pozycji jeszcze kilka dni temu!
Cała obsługa jego baterii, wszyscy jego ludzie zaczęli popadać w panikę, tylko kilku ludzi zachowywało zdrowy rozsądek i starało się pomóc innym ale krwawy deszcz nadal kropił z nieba a strzępy ludzki ciał nadal spadał na ich pozycje. Wszechogarniający terror wkradł się w serca jego żołnierzy i nie wiedział jak temu zaradzić.
W końcu sam odważył się, w ramach próby zrozumienia co się dzieje, spojrzeć w niebo kolejny raz. Opad trwał nadal ale mogło się wydawać że jednak trochę zelżał. W gęstwinie ciemnych chmur Mattias dostrzegł kilka jasnoniebieskich punktów. Skupione obok siebie, z każdą chwilą, powiększały się jak i ich blask nabierał na sile. Sierżant nie wiedział na początku co to może być ale im dłużej przyglądał się ów zjawisku tym jeszcze większy strach zaglądał w jego duszę.
Jasne punkty wyłoniły się w końcu z za zasłony chmur, odsłaniając tym samym swój prawdziwy charakter.
- Chroń nas Imperatorze - wycedził Mattias.
Sześć potężnych, pradawnych pancerzy zdradzieckich Legionistów spadło z ogromnym impetem zaraz obok pozycji baterii dział. Lądowanie, które dla śmiertelnika mogło wyglądać jak katastrofa lotnicza, wzbiło falę błota i resztek jeszcze wolnego kurzu. Sześć postaci, po wylądowaniu, wyprostowało się i uniosło w kierunku żołnierzy Astra Militarum swoje boltery.
Od lądowania do pierwszych zabitych upłynęło niespełna pół sekundy, szybkość i brutalność ataku tylko dodawała grozy do całej sytuacji.
Po pierwszej salwie z pistoletów bolterowych, zdradzieccy Legioniści, używając plecaków odrzutowych doskoczyli do żołnierzy sierżanta Mattiasa.
Szarża była błyskawiczna, każdy z napastników zaatakował innego żołnierza, artylerzyści nie mieli większych szans. Uzbrojeni w miecze łańcuchowe Legioniści chaosu rozcinali lojalnych Imperatorowi ludzi z łatwością. Jeden ze zdrajców dopadł do szeregowego Garzy i jednym cięciem rozpłatał go od barku po miednicę. Miecz, mieląc truchło szeregowca rozbryzgało jego krew na twarz Mattiasa. Ten wzdrygnął się tylko ale nie wykonał żadnego ruchu, skamieniały wpatrywał się w największego z przeciwników.
Wielki pancerz, wyglądającego na lidera grupy zdrajców, ozdobiony był ohydnymi ornamentami, które same w sobie powodowały mdłości i wzbudzały strach od samego patrzenia na nie.
Hełm, po obu strona, wykańczały wielkie czerwone skrzydła, stylizowane na smocze lub jakiegoś innego demonicznego stworzenia. Maska hełmu nie wyrażała żadnych emocji ale powietrze wokół niej wibrowało niczym namacalną aurą strachu.
Olbrzym zbliżał się do sierżanta spokojnym krokiem, jako jedyny z grupy najeźdźców nie uruchomił swojego plecaka.
Kiedy zbliżył się do swojej ofiary, wykonał atak tak błyskawiczny, że Mattias nawet tego nie zarejestrował.
Nie zarejestrował, ze w tej jednej chwili jego ciało się poddało i w tym momencie zwisa nadziane na pazury wielkiej wspomaganej rękawicy swojego oprawcy.
W trakcie ataku, regulaminowa czapka sierżanta Mattiasa spadła z jego głowy w kałużę błota.
Mattias w ostatnim przejawie świadomości chciał się zganić... ale myśl za co, niestety uciekła mu w nicość.