środa, 31 stycznia 2024

Raport Inkwizytora A. B. Prince - Incydent nad Genuat

 Sprawa 113/12/654/M41.887
Inkwizytor A.B. Prince
Ordo Xenos
Do Najwyższego Lorda Inkwizycji

Mój Panie, zgodnie z Pańskimi rozkazami, zająłem się wyjaśnieniem incydentu zaistniałego na orbicie planety Genuat. Zgodnie z wcześniejszymi raportami, potwierdził się fakt iż statek - "Hope of Dezz" klasy Conveyor - opuścił Osnowę bezpośrednio w orbicie planety. Stąd wiadomo, iż podejrzenia o dopuszczenie się niedopełnienia obowiązków przez siły strzegące planety są bezpodstawne i powinny być odrzucone. Jednostka była monitorowana i wywoływana od raz jak tylko pojawiła się na skanerach.

Gubernator Falshav po otrzymaniu wiadomości o braku możliwości dokonania odpowiedniego abordażu przez siły Imperium - co swoją drogą uważam za przejaw problemów administracyjnych w systemie - poprosił o pomoc wydzielony odział Zakonu Deathwatch, który szczęśliwie zaopatrywał swoją fregatę na orbicie planety.
Minimalna zwłoka, jaką przejawił Gubernator została odnotowana i stanie się powodem kontroli Adeptus Administratum - którą będę wspierał również osobiście jako zewnętrzny doradca i agent Świętej Inkwizycji.

Kapitan, Grham Virgil, dowodzący siłami stacji orbitalnej, portem i całą infrastrukturą na orbicie, wykazał się inicjatywą dokonując, jak się potem okazało, nieudanej próby abordażu. Utrata ludzi skłoniła go do decyzji o przekonanie Gubernatora do szukania pomocy w ramionach Inkwizycji. Mój Panie, ocena Kapitana pozostaje pozytywna. Siła ducha i wiara w naszego Zbawcę Imperatora jest w nim niezachwiana. Upewniliśmy się o tym po wielogodzinnym przesłuchaniu, jak sam stwierdził cytuje "... było to moje najdłuższe 661 minut życia". Zalecamy obserwacje przy pomocy agentury w kadrze oficerskiej portu.

Teraz przechodząc do samej akcji naszego chwalebnego kapitan Santiago Lukara. Akcja desantu na statek widmo odbyła się zgodnie ze sztuką Zakonu - oczywiście nie mi to oceniać. Z raportu wynika, że zaraz po wejściu na pokład, oddział kapitana Santiago został od razu zaatakowany przez przebywające na pokładzie istoty. Sekcja zwłok po akcji potwierdziła wcześniejsze wnioski kapitana, istoty faktycznie okazały się mutantami, przedstawicielami ohydnego "kultu genokradów".
Zabite istoty były przedstawicielami, przynajmniej trzech pokoleń kultu, co pokrywałoby się z raportami z pacyfikacji podobnego kultu na planecie Vadruga V - ostatnie rejestrowane wyjście z portu statku widmo. Vadruga V, również nosiła znamiona infestacji kultem.
Sam opór Xenos na statku był słaby, niestety nie obyło się bez strat. Zakon będzie opłakiwał kilku braci z oddziału Bladeguard jak również śmierć chorążego(Bladeguard Ancient). Ich Genoziarno zostało odzyskane przez zakonnego Aptekarza zaraz po akcji.
Zabezpieczony statek, przenosił dużą ilość dóbr przetworzonych pochodzących faktycznie z planety Vadruga V.

Na osobny akapit mój Panie zasługuje szczególne odkrycie. Okazało się, że przedstawiciele kultu zdołali podróżować w Osnowie, dzięki Astrotelepacie z załogi "Hope of Dezz". Oczywiście ów nawigator został przesłuchany według najwyższych standardów Inkwizycji. Po pięciu dniach mieliśmy pewność, że nawigator został przekonany do współpracy z kultem przy pomocy silnej telepatii i incepcji myśli. Prawdopodobnie przez jednego z licznych psioników kultu jeszcze na planecie z której wyruszyli. W pewnym sensie stawia to jego sprawę w świetle, które mogłoby świadczyć o jego niewinności.
Jego koncesja Sankcjonowanego Psionika i Astropaty została cofnięta cztery godziny po zakończeniu przesłuchania.
Egzekucja odbyła się cztery godziny i trzy minuty po zakończeniu przesłuchania.
Raport z egzekucji znajduje się w załączniku 113/34/B/M41.887.

Kończąc swój raport mój Panie, chciałbym podkreślić, iż siły Inkwizycji i Zakonu Deathwatch stanęły jak zawsze na wysokości zadania. Szybka i zdecydowana akcja zapobiegła szerzeniu się wstrętnego kulty genokradów na kolejne systemy. Poparte jest to raportami ze stacji monitorujących jak również z raportów śledztwa przeprowadzonego na powierzchni planety. Nie odnaleziono żadnych śladów skażenia siłami Xenos na planecie Genuat.

Jak zawsze mój Panie pozostaje Twoim Największym i Najlojalniejszym Sługą.
Inkwizytor A. B. Prince

 

 



 

wtorek, 16 stycznia 2024

Genuat - Prolog

 - "Hope of Dezz" Sir, taka nazwa widnieje w rejestrach Imperium Administratum. - przekazał zaintrygowanym głosem młody porucznik - Klasa Conveyor, port macierzysty Rolocus w sektorze Ultramar, ostatni zarejestrowany wylot z Vadruga V... dwanaście lat temu.   
W ciemnym centrum dowodzenia przestrzenią orbitalną panował półmrok a odczyt danych z monochromatycznego monitora powodował, że młody porucznik skąpany był w zielonkawym blasku.
- Chce mi pan powiedzieć poruczniku Gret, że na orbicie Genuat , nagle, znalazł się imperialny frachtowiec, którego nikt nie widział od dwunastu lat? - zapytał z wielkim zaciekawieniem kapitan wachty.
- Na to wygląda Sir, skany orbity prowadzone są regularnie, dwie godziny temu go tam nie było.
- Czy nawiązali kontakt, odzywali się? - zapytał kapitan wachty.
- Nie, nic, cisza. Wywołujemy ich od kiedy pojawili się na skanach. Wykrywamy minimalny ślad pracy reaktora, jak również delikatne zmiany kursu. - zameldował porucznik.
- Czyli ktoś jest "w domu"?
- Zmiana kursy jest śladowa, może być to również nieszczelność kadłuba. Uciekająca atmosfera z pokładu również zadziała jak mikro ciąg. Wyślemy ekipę abordażową?

Ekipę abordażową... pomyślał kapitan, tylko czym? Braki we flocie orbitalnej sięgnęły takiego poziomu, że musiałby wysłać swoich ludzi w kontenerze transportowanym przez zwykły holownik. Wszystko co miało silniki i uzbrojenie zostało odesłane rozkazem admirała floty jako wsparcie wysiłku wojennego. Na uzupełnienia kazano czekać i tak to wygląda już osiemnasty miesiąc. Mężczyzna przetarł skronie myśląc, że to pomoże mu pozbyć się orbitującego wokół planety problemu. Dodatkowo na kotwicowisku, od trzech tygodni, uzupełnia swoje zapasy okręt niespodziewanych gości przed którymi Gubernator planety kaja się za każde niedociągnięcie.
Teraz mając, potencjalnie, opuszczonego Hulk'a na orbicie raczej nie przysporzy planecie dobrego imienia.

- Nic nie róbcie, pełny monitoring. Poproszę wydruki wszystkich danych, zaniosę je do "Starego".

#######

- Jak to milczy? Zmienia orbitę ale się nie odzywa? Nie możemy w takim razie go zestrzelić!? - pytał uniesionym głosem Gubernator Falshav.
- Posiadane przez nas uzbrojenie zniszczyłoby frachtowiec ale w sposób, który nie pozwoliłby na kontrolowane zejście wraku w atmosferę tak by tam spłonął. Szczątki zacząłby krążyć po orbicie swoimi własnymi trajektoriami, zagrażając infrastrukturze, innym statkom i... okrętom wojennym. - "Stary" zawiesił w przestrzeni ostatnie dwa słowa, licząc na to, że Gubernator domyśli się że jedyny okręt wojenny na orbicie to fregata klasy Gladius.
Gubernator uniósł lewą brew po 31 sekundach.

- Nie możemy do tego dopuścić, nasi "Goście" nie mogą w żaden sposób ucierpieć, to pogrążyło by mnie a również i Pana, Komandorze - wyrzucił z siebie szybko, dodatkowo wskazując palcem na "Starego" - nie możecie go jakoś zepchnąć z orbity?
- Frachtowiec tej klasy to kawał stali i adamantium, nasze holowniki pewnie dałyby sobie radę. Zastanawia mnie jednak co jest na pokładzie, zapewne tysiące kontenerów z urobkiem albo już przewożone towary. Czasami na takich frachtowcach są mniejsze jednostki takie jak wahadłowce, coś takiego mogłoby poprawić naszą sytuację w administrowaniu orbitą... a nawet planetą - ostatnie słowa ponownie zostały zawieszone w przestrzeni, tak aby Gubernator miał szansę "wpaść" na genialny pomysł.

Błysk w oku Gubernatora pojawił się dokładnie po 42 sekundach, które "Stary" liczył za każdym razem kiedy rozmawiał w ten sposób ze swoim przełożonym.

- Wyślijmy ekipę abordażową! Może nawet udałoby się uzyskać pryzowe od samej Admiralicji a jeśli nie będą chcieli go odkupić to wcielimy go do naszej lokalnej floty.

#######

Półmrok panujący w wysokim pomieszczeniu przypominającym katedrę rozświetlany był tylko przez niezliczoną ilość świec, które były nadzorowane przez zgarbionego odzianego w ciężkie szaty serwitora. Zapach kadzideł przypominał woń wielu egzotycznych przypraw prażonych nad ogniem. W wysokiej ścianie na końcu pomieszczenia wbudowany był okrągły wizjer wzorowany na kolorowy witraż przedstawiający ludzką czaszkę wkomponowaną w wielką literę I.
 Grham "Stary" Virgil i Gubernator Falshav, nie wiedzieli jak mają się zachować, co zrobić. Stali samotnie w wielkiej sali w blasku świec, przez witraż wpadało również snop światła odbitego od powierzchni Genuat. Snop padał dokładnie na ogromne, puste, krzesło przed nimi.
W tle słyszalny był zniekształcony mechanicznym modulatorem mowy, głos serwitora inkantującego kolejne psalmy odpowiedzialne za utrzymanie płomienia świec. Grham pozwolił sobie na chwilę refleksji nad losem zgarbionej postaci. Zastanawiał się co ten nieszczęśnik musiał zrobić, że przytrafił mu się taki straszny los. Biorąc pod uwagę gdzie się znajdowali, było to najpewniej związane z Inkwizycją. Widział wielu serwitorów, zawsze zastanawiał się ile pozostaje z człowieka po takim zabiegu. Czy ten biedak był jeszcze świadom samego siebie? "Stary" otrząsnął się z tej zadumy przypominając sobie gdzie był, tu pewnie za samo takie myślenie można było zostać posądzonym o herezje.
Spokój chwili zmącił nagły syk otwieranych drzwi automatycznych po którym nastąpiła seria ciężkich kroków.
Virgil naprężył się jak struna, jak podczas licznych szkoleń w Akademii. Pozwalając sobie tylko na ruch gałek ocznych rozglądał się skąd dokładnie dochodzą ich kroki, ponieważ ogrom sali powodował mylące echo.
Dźwięk kroków narastał i po dziewięciu sekundach, które "Stary" zaczął zliczać z poddenerwowania, wielka postać wyłoniła się z za ich pleców. Trzymetrowy wojownik odziany był w długie czerwone szaty, spod których wyłaniał się ciasny czarny kombinezon. Postać minęła ich i z gracją, o którą dzieżko było podejrzewać tak ogromne ciało, usiadła na krześle przed nimi.

Kosmiczny Marine, nadczłowiek, wojownik Imperatora, członek zakonu Deathwatch powiązanego z Imperialną Inkwizycją. Każdy pojedynczy element tego opisu jest w stanie zmrozić krew w żyłach człowieka.
Kosmiczny Marine to nieustraszony wojownik.
Nadczłowiek, to genetycznie modyfikowany wybraniec.
Wojownik Imperatora to żołnierz, którego celem jest oddać za niego życie.
Członek Deathwatch to weteran z niezliczonych innych zakonów.
Imperialna Inkwizycja to instytucja, z którą żaden z obywateli Imperium nie chce mieć nic do czynienia.

Siedzący na krześle wojownik, był ogromny, wielkie barki były szersze niż Grhama i Gubernatora razem wzięte. Ostre rysy twarzy wskazywały na wielkiego ducha walki z wrogami Imperium ale również na wysoką inteligencję. Brak włosów był raczej celowy bo Grham dopatrzył się, nawet w półmroku sali, delikatnych odrostów. Nad prawym okiem, wbite w czaszkę, widniały trzy srebrne nity. Virgil nie był pewny co oznaczały ale nie wyglądało to na rany odbyte w walce.

- Gubernatorze Falshav, Komandorze Virgili, w czym mogę pomóc. - niski i mocny baryton rozbrzmiał w przestronnej sali odbijając się delikatnie echem.
- Ehhh... - westchnął zestresowany Falshav - Chcielibyśmy prosić wielkiego Mistrza o pomoc.
- Nie jestem Mistrzem mojego Zakonu, nazywam się kapitan Santiago Lukar. Zostaliśmy godnie ugoszczeni w Waszym systemie, chciałbym wyrazić podziękowania w imieniu mojego Zakonu i Inkwizycji.

Oczywiście owo ugoszczenie to nie żadna przysługa ze strony Gubernatora czy "Starego", brak pomocy wojownikom Imperatora równał się z uznaniem planety jako zbuntowanej co wiązało się ze srogimi konsekwencjami.

- Tak, przepraszam wielkiego Kapitana - Gubernator próbował poprawić swoją przemowę, po czym rozpoczął chaotyczny bełkot mający na celu opisanie problem frachtowca widmo.

Kapitan Santiago, po dwudziestu czterech sekundach, które policzył Grham, podniósł rękę w stronę Gubernatora w geście powstrzymania go. Falshav w tej samej chwili zamknął usta i skierował swój wzrok w durastalową posadzkę podłogi. Dowódca Kosmicznych Marines, przekierował wymownie swój wzrok na komandora Virgila.
Tym samym "Stary" poczuł się wywołany do odpowiedzi, niczym kadet w Akademii.

- Kapitanie... Lukar - wycedził przełykając ślinę - Trzy dni temu, w dość niespodziewany sposób, pojawił się na naszej orbicie frachtowiec klasy Conveyor. Nie odpowiada na nasze wezwania, sygnatura reaktora wskazuje na prace na minimalnych obrotach wystarczających do podtrzymania atmosfery na jednostce. Nie mając pewności czy mamy doczynienia z klasycznym Hulkiem czy jakąś katastrofą podjęliśmy próbę abordażu. - Grham pozwolił sobie na spojrzenie w oblicze nadczłowieka - Niestety, mocno ograniczone zasoby, pozwoliły nam na wysłanie małej grupy Adeptus Arbites pod dowództwem jednego z moich poruczników. Niestety po kilku godzinach od abordażu utraciliśmy z nimi kontakt...

#######
 
- Dobra, mamy mało czasu i kupę forsy do zarobienia! Fush, roześlij ludzi w poszukiwaniu drogich fantów! - krzyczał kapitan "Posępnego Zęba", małej zmodyfikowanej jednostki zbudowanej na fundamentach portowego holownika.
- Jak to mało czasu? Mówiłeś, że "Stary" nas nie będzie widział?! - zdziwił się jeden ze wspólników przestępstwa.
- Durniu, powiedziałem, że nie będzie nas widział po tej stronie planety. W tym miejscu "Stary" jest ślepy bo stacja monitorująca jest nieczynna od dwóch miesięcy. Zadokowani do frachtowca jesteśmy bezpieczni, "Posepny Ząb" ukryje swoją sygnaturę w cieniu frachtowca. Musimy jednak się śpieszyć tak, aby przy kolejnej orbicie oddokować i wrócić na powierzchnie w tym samym martwym polu ich obserwacji! - zakończył swój wywód szmugler.
"Posępny Ząb" swoje lata świetności miał już za soba ale dzięki takiej okazji jak ta może Szmugler dorobi się nowej jednostki? Może z napędem pozwalający na podróże międzygwiezdne. Oczywiście rozdarcie Osnowy wymaga Astronawigatora ale dałby radę jakiegoś zatrudnić. Rozglądając się po ogromnej ładowni frachtowca widmo, czuł, że kariera Rogue Tradera jest na wyciągnięcie ręki.

- Gdzie podziała się załoga tego frachtowca? - zapytał głośno pękaty członek załogi szmuglerów.
- Moth a Ty znowu swoje? Niech Imperator świeci nad ich duszami, mam to gdzieś - syknął kapitan - Jeśli się nie zamkniesz i nie weźmiesz do roboty to Cię tu zostawię i ich poszukasz.

Cała ładownia była wypełniona setkami wielkich kontenerów, wszystko jednak było spowite mrokiem i tylko nieliczne czerwone światła awaryjne pozwalały sądzić że reaktor jeszcze pracuje.
Cała ekipa szmuglerów wyposażona w latarki rozbiegła się po ładowni otwierając kolejne kontenery.
Po kilkunastu minutach, których na pewno nikt nie liczył, dało się usłyszeć wrzaski.

- Bingo, mamy to!

Dobiegający do rozbawionego członka załogi kapitan rozpychał się poprzez kilku już zgromadzonych towarzyszy.

- Co jest, co macie?
- Kapitanie, podzespoły do silników wysokoprężnych, gruba kasa.
- Dobrze, pakujcie ten kontener na "Posępnego" - rozkazał od razu kapitan - coś jeszcze?
- Głównie to nieprzetworzona ruda, ciężka do transportu naszą łajbą ale mamy też kontenerów ze zbiornikami promitjum.
- Pakować je, mamy miejsce na trzy. Moth przelicz ile tego jest w środku.

Moth przeliczał zbiorniki promitjum w kontenerze, próbował również od razu w głowie wykalkulować ile mogą zarobić. Docierając do końca wnętrza kontenera, w czarnym mroku dostrzegł dwa czerwone punkty. Dwa dziwnie, ognisto czerwone punkty, od których nie mógł oderwać wzroku, chciał poświecić w ich stronę latarką ale coś powiedziało mu aby tego nie robił. Przesunął się o kolejne trzy kroki naprzód w stronę hipnotyzujących punktów, jego własny wzrok zaczął naturalnie przyzwyczajać się do ciemności co pozwoliło mu rozpoznać kształty. Czy był to człowiek, Moth na pewno nie zdążył tego zarejestrować. Atak nastąpił błyskawicznie, dwie silne ręce objęły go w pasie i coś mięsistego zaatakowało jego twarz. Nie mógł nawet krzyknąć po chwili stracił przytomność.

- Moth! Moth! - wykrzykiwali jego kompani.
- Gdzie się podział ten idiota? - zaklął kapitan - Dobra, jak nie chce wracać to niech zostanie, my musimy się zbierać, zaraz wejdziemy w zakres obserwacji kolejnej stacji. Zamknąć ten kontener z promitjum i wstawcie go na "Posępnego" wracamy na planetę.

#######

Kapitan Santiago Lukar nie był zadowolony z misji abordażowej o jaką został poproszony przez gubernatora planety. Zadziwiające było dla niego to, że system a raczej jego infrastruktura znajduje się w tak opłakanym stanie. Do tego stopnia aby nie było porządnej jednostki, którą ludzie komandora nie mogliby dokonać inspekcji jednostek docierających do orbity planety. Zdawał sobie sprawę z wysiłku wojennego jaki ponoszą poszczególne systemy czy sektory, pojawienie się Floty Lewiatan, ma swoją cenę. Jednak doprowadzenie do sytuacji, że Kosmiczni Marines muszą być wysyłani jako urzędnicy celni...
Jako Trzeci Kapitan Zakonu Deathwatch, wracał z wcześniejszej misji wraz ze swoim małym kontyngentem Marines. Zmuszony zaopatrzeniem swojej fregaty w należyte zapasy, zatrzymał się w systemie Genuat.
Prośba gubernatora, przeszła przez oficjalne kanały dyplomatyczne i zostały odnotowane w dziennikach pokładowych. Santiago chciał wracać na Varies ale przedstawiciele Inkwizycji na pokładzie jego okrętu nie przepuścili okazji dodatkowej misji. Przecież każda misja jest okazją do zdobycia nowej wiedzy lub kolejnych podejrzanych wartych przesłuchania.
Lukar, przyszykował ludzi, sam przywdział pancerz wspomagany, jego prawy naramiennik zdobiła heraldyka Karmazynowych Pieści. Dumnego zakonu, spadkobierców Dorna. Za każdym razem gdy go zakładał  sięgał do naramiennika lewą ręką i odmawiał cicho krótką modlitwę w intencji ich zaginionego Ojca.
Thunderhawk zaparkował zaraz obok wielkiej rampy frachtowca, specjalny serwitor został wysłany do burty statku, tak aby otworzyć rampę z panelu znajdującego się na zewnątrz frachtowca.
Po kilku minutach rampa zaczęła się powoli uchlać aby w końcu pozwolić na lądowanie wewnątrz swojej przepastnej ładowni.

- Kapitanie Santiago, jakie są Twoje rozkazy? - zapytał Pierwszy Sierżant.