wtorek, 29 października 2013

AAR NSLvsNAC, kampania.


Witam,


Na początku miesiąca, tak wiem to było dawno, zagraliśmy z Łukaszem kolejna bitwę z naszej kampanii. Tym razem to ja uruchomiłem strategy mission, czyli kolejny raz zagraliśmy na 1500pkt, ostatnio wygrałem a jak miało być tym razem...

NSL:
BB Graf Spee
CH Helgoland
Cl Emden
4xDD Sachsen

NAC:
BB Victoria
BC Lion
2xCH Vandenburg
2xFF Tacoma

Spotkaliśmy się jak zawsze w Bardzie, na stole mój czarny materiał i pusta sala, czyli idealne warunki. Udało się nam zorganizować sporą liczbę małych asteroid, które Łukasz sprytnie rozrzucił po blacie, moją misją było zniszczenie konkretnego okrętu. W tajemnicy określiłem jednostkę za którą otrzymam podwójne punkty. Wybrałem krążownik liniowy klasy Lion, jednostka której wcześniej nie znałem, uzbrojony w CZTERY wyrzutnie torped! Ogólnie okazało się, że konfederaci wystawili ponad TUZIN wyrzutni torped na stół! 

Widząc taka rozpiskę podjąłem decyzję aby czekać na nadlatujących angoli. Mając znikomą przewagę w beam'ach, pokładałem nadzieję w tych dwóch-trzech turach, w których torped będą praktycznie bezużyteczne. Próbując wykorzystać pas asteroid, który zasłonił dość skutecznie trzon mojej floty zostałem zmuszony do odłączenia dywizjonu nauczycieli. Miały one zgrać swój atak oskrzydlajacy z obrona głównych okrętów mojej grupy. To był błąd, ale rozstawienie w pasie asteroid groziło kolizjami-tak wiem...

Pierwsze salwy wyeliminował fregatę torpedową. Nie, nie zniszczyłem jej...po prostu nie mogła już strzelać. Następnie skupiłem ogień na swoim celu czyli krążowniku liniowym, czym chyba szybko zdradził swoje zamiary. Nie chciałem jednak czekać bo miałem zle przeczucia co do zbliżającego się zagrożenia w postaci licznych wyrzutni torped. 

Mój ukryty pancernik stał się głównym celem większości  uzbrojenia jakie konfederaci zabrali ze sobą, jedna z salw BC Lion'a w mój okręt flagowy spowodowała potworne uszkodzenia. Od raz doprowadzając do "podwójnego" testu uszkodzeń, pomimo licznych testów i tak wyeliminował go tak naprawdę jeden rzut na test reaktora. Małe słońce w środku pasa asteroid to na pewno zadki widok. W odpowiedzi udało mi się zniszczyć Lion'a, tym samym zdobywając podwójną ilości punktów, był to również dla mnie sygnał do odwrotu. 

Siły NAC miały się dość dobrze, zniszczony BC Lion, mocno uszkodzony CH Vandenburg i wyeliminowana fregata to za mało aby złamać ducha i kręgosłup konfederackiej floty. Dodatkowo oskrzydlający dywizjon nauczycieli stracił jedną jednostkę na skutek...kolizji z asteroida.  Z całej floty oclały tylko dwa niszczyciele.

Straty duże, wręcz wysokie, określiły werdykt jako moja porażkę. Ponownie dała się we znaki moja nie możność w niszczeniu jednostek, za uszkodzone okręty nie ma punktów. Przyznać też muszę że źle wybrałem rozpiskę. A mianowicie, do wyboru miałem alternatywną, wspartą lekkim lotniskowcem którego myśliwce miałyby ułatwione zadanie w atakowaniu swoich celów(nie było żadnej jednostki z ADS). Gratulacje dla Łukasza, zaskoczył mnie choć myślałem że już się nie da, rozegraliśmy razem bądź co bądź na prawdę sporo bitew. A może to ja myślę zbyt szablonowo, to temat do przemyśleń. 
 
Punkty z misji:
RAFEL
Strategy points za zdobyte punkty 754/100=8
Recon points za zdobyte punkty 754/200=4
Recon points za ocalałe jednostki 282/400=1
Recon points za pomalowaną całą  flotę=3
 RP:8
 SP:8

SIWUS
Strategy points za zdobyte punkty 1210/200=6
Recon points za zdobyte punkty 1210/200=6
Recon points za ocalałe jednostki 1123/400=3
Recon points za pomalowaną flotę=3
Zwycięstwo: 2 strategy points i 3 recon points
 RP:15
 SP:8

Punkty w kampanii:
Siwus
ST. PTS. 21
REC. PTS 32
Rafel
ST. PTS 15
REC. PTS.15(odjęto punkty za odpalenie misji)

Zdjęć jest mało, bo okazało się że moja sonda szpiegowska miała awarie zasilania. Postaram się je wrzucić w najbliższym czasie.

czwartek, 10 października 2013

London calling...


Witam

 Mając za sobą okres urlopowy, i związane z nim zawirowania, mogę w końcu podzielić się wrażeniami z mojego pobytu w Londynie. Oczywiście nie będę tu opisywał całej wizyty, to nie miejsce do tego, chcę jednak podzielić się z wami wrażeniami z dwóch bardzo ciekawych miejsc. W momencie, w którym okazało się że zawitam wraz ze swoją rodziną do stolicy Wielkiej Brytanii, wiedziałem co chcę zobaczyć. Oczywiście muzea! Z powodu braku czasu i chęci ze strony reszty rodziny ;) musiałem ograniczyć swój wybór tylko do dwóch opcji. Padło na Imperial War Museum i oczywiście zakotwiczony na Tamizie okręt muzeum HMS Belfast. Plac Trafalgar z kolumną Nelsona również był w programie, biorąc pod uwagę moje zamiłowanie do tego człowieka, musiałem tam się pojawić.

 W pierwszym wypadku zapowiadało się naprawdę wspaniale, w sumie niewielkie muzeum oferowało dużą ilość eksponatów(czołgi, samoloty itd.) na małej przestrzeni, czyli minimum chodzenia maximum doznań ;). Przed budynkiem wita gości imponująca ekspozycja zewnętrzna składająca się z dwóch 15 calowych dział okrętowych. Jedno należało do pancernika HMS Ramillies a drugie do monitora HMS Robert. Działa przytłaczają swoją wielkością, często czytałem o tych klasach okrętów, często zapoznawałem się ze specyfiką uzbrojenia takich jednostek, ale dopiero stając pod tymi działami człowiek uświadamia sobie jak ogromne to były monstra. Pociski wystrzeliwane z owych działy były bez mała tak wysokie jak ja! Jak zatem musiały brzmieć te działa podczas salwy? Ciężko jest mi to sobie wyobrazić. Po obejściu całej ekspozycji ruszam do środka i tu psikus, wychodzi na to, że nie do końca przygotowałem się do wyprawy. Z powodu przyszłorocznych obchodów stuletniej rocznicy wybuchu pierwszej wojny światowej, wewnętrzna ekspozycja została zamknięta a muzeum jest poddawane remontowi, jednym słowem dramat! Dostępne są tylko, nadal całkiem spore’ wystawy tematyczne o szpiegach i oddziałach specjalnych okresu od WWII, wystawa o holokauście i życiu zwykłej londyńskiej rodziny podczas nalotów Lufftwaffe. Wszystkie oczywiście ciekawe, choc ta druga oczywiście jednak nadal przygnębiająca z powodu swojej tematyki i dosadności przekazu. Rozczarowany i zły na siebie musiałem trzymać kciuki za to, by moja druga atrakcja wyjazdu mogła dojść do skutku, i żaby nic jej nie zakłóciło.

 HMS Belfast to lekki krążownik, który od 1971 roku jest statkiem muzeum, służył w Royal Navy od kwietnia 1939 roku. Oczywiście o historii okrętu najlepiej poczytać dość obszerny artykuł na wikipedii i ja nie mam zamiaru rozpisywać się na temat dziejów(bardzo ciekawych swoja drogą) jednostki. Okręt ma prawie dwieście metrów długości a jego cztery wieże główne, w sumie z dwunastoma 6 calowymi działami, robi wspaniałe wrażenie. Od razu rzuca się w oczy kamuflaż, kominy, mostek i najeżone działami burty, krążownik był uzbrojony dodatkowo w dwanaście 4 calowych dział. Po wejściu na jednostkę, wchodzi się na pokład rufowy, natrafiamy na srebrny dzwon okrętowy ufundowany przez miasto Belfast jak i kilka tablic mówiących o pamiętnych bitwach i operacjach w jakich okręt brał udział. Oczywiście jak najszybciej chciałem dostać się na dziób okrętu, by z bliska obejrzeć wieże z uzbrojeniem głównym. Widok zapierał dech w piersiach, sześć dumnie uniesionych luf, nadawało jednostce agresywny charakter. Do jednej z wież można było wejść, niestety nie robiłem zdjęć w środku nie chcąc nikomu przeszkadzać lampą aparatu. Z pokładu głównego można było zejść do „trzewi potwora” i tu od razu uderza klaustrofobiczność korytarzy, niezliczona ilość rur i kabli wisząca tuż nad głową, ciasne i strome zejścia na niższe pokłady dają do zrozumienia, że służba na takiej jednostce nie należała do lekkich. Labirynt korytarzy doprowadził mnie do magazynu pocisków wież głównych z równo ułożonymi replikami(niestety) pocisków. Mijając liczne ekspozycje(z manekinami) ukazujące codzienne życie na okręcie można również zrozumieć jak wyglądał „normalny” dzień na pokładzie tej jednostki. W kuchni obieranie ziemniaków, w sickbay’u operacja a na pokładzie zaraz pod wieżami sześciocalówek hamaki załogi(nawet kot miał swój hamak). Wydaje mi się że nie mam klaustrofobii, ale przyznam, że już będąc poniżej linii wodnej, czyli w maszynowni i magazynie pod wieżami, mając za sobą już dwa czy trzy pokłady najzupełniej w świecie straciłem orientację. Wiedziałem oczywiście gdzie jest góra a gdzie dół, na ścianach były też oczywiście tabliczki z kierunkiem zwiedzania ale dopadło mnie uczucie zagubienia i przytłoczenia, z każdej strony, gdzie nie spojrzeć tam na wyciągnięcie ręki metalowa ściana z kablami i rurami. Dziwne uczucie, na pewno szło się do tego przyzwyczaić niemniej jednak nie do końca komfortowe dla takiego szczura lądowego jak ja. Zwiedzanie musiałem zakończyć w sklepie z pamiątkami, uzbroiłem się w kubek ułatwiający odróżnianie burty od sterburty ;) i piękny plakat „the royal navy guards the freedom of us all”(wrzućcie w google), który zawiśnie nad biurkiem w moim pseudo gabinecie ;).

 Pomimo „wpadki” z Imperial War Museum jestem bardzo zadowolony, HMS Belfast wynagrodził mi braki z poprzedniego dnia. Jeśli kiedykolwiek będziecie w Londynie, te dwa miejsca polecam jako „must see”, na pewno będziecie mieć więcej szczęścia niż ja bo w sumie stuletnia rocznica wybuchu WWI trafia się tylko raz. Na koniec zdjęcia, może nie za dużo, bo okazało się że baterie w aparacie też mają swoje humory, ale mam nadzieję że coś można na nich zobaczyć.

Pozdrawiam.





























czwartek, 15 sierpnia 2013

AAR. NSL vs NAC. Strategy mission.



Udało się!

 Z Siwusem umówiliśmy się na granie i nawet do spotkania doszło. Plan był taki aby kontynuować rozpoczętą wcześniej "kampanie" na podstawie zaadoptowanego systemu z Dystopian Wars.

Ostatnio wygrana była po stronie Siwusa i to on uzbierał dzięki temu odpowiednia ilość punktów do odpalenia strategy mission. Ustaliliśmy warunki takiej misji na 1500pkt i max dwa okręty liniowe(wliczając w ten zbiór rownież lotniskowe). Przed rozpoczęciem bitwy wylosowaliśmy scenariusz, padło na epic conflict: każdy z graczy ma trzy objective markery za które na koniec gry gracz otrzymuje punkty, jeśli ma je zajęte.

Siwus:
2x CVL Iinflexible
   3x interceptory
   3x torpedowe
        zwykle
        szturmowe
CE Suffolk
2x FF Tacoma

Rafel:
BB Graf Spee
CVL Wien
    4xintercepty
CE Frankfurt
2xDD WaldburgR
FF Erenhorn

Jak widać Lukasz utrzymuje trend lotniskowców z masa mysliwców co wymusiło na mnie przezbrojenie moich maszyn. Przyznam ze głownie używam mysliwców w celach defensywnych a nie ofensywnych Lukasz za to odwrotnie. Biorąc to pod uwagę musiałem stworzyć flotę tak aby moc zadać konkretny cios okrętami ale musiałem tez mieć na uwadze obronę przed natrętnymi  anglosaskimi pchłami. I tu zgrzyt, krążowniki eskortowe w NSL nie powalaj, jest drogo i mało SOBów za to liniowe okręty posiadaj ADS wiec taka para przestawia sobą już dość ciekawą formację obronną.

Bitwę rozegraliśmy "wzdłuż" stołu, tak aby zwiększyć odległości między objectivami, które rozstawione były symetrycznie. Nie było to dla mnie wygodne, zważywszy  na ciąg moich liniowych okrętów, ale z drugiej strony misja pozwalała na rozstawienie w 12 calach od krawędzi a to nie dawało zbyt dużych szans Siwusowi.

Pierwsze tury to wychodzenie na pozycje. Przy objectivach musiałem rozdzielić flotę tak aby w którymś momencie realnie myśleć o ich capowaniu. I tak, pancernik wraz z krążownikiem eskortowym "szły" stałym kursem środkiem stołu w celu przechwycenia choćby części sił Siwusa. Lotniskowiec na prawej flance, wsparty niszczycielami, miał zająć jeden objectiv na orbicie planety. Osamotniona fregata miała zająć objective usytuowany najbliżej mojej strefy rozstawienia.

W trzeciej turze dało się we znaki moje małe doświadczenie w grze myśliwcami. Nonszalancko wypuściłem je w trzeciej turze co oznaczało że nie mogłem ich jeszcze aktywować, Siwus natomiast w tej samej trzeciej turze już atakował jeden z moich niszczycieli. WaldburgR przetrwał atak standardowo uzbrojonych myśliwców choć był w opłakanym stanie.

W kolejnej turze udało mi się odpalić dwie salwy rakiet z niszczycieli i choć myślałem że nic nie trafię, salwa wymuszona chmarą myśliwców gotowych do ataku, udało się zniszczyć jedną fregatę z osłony lotniskowca. W tej turze doszło do krwawych starć eskadr myśliwskich w których straciłem dwie pełne eskadry i odnotowałem straty w dwóch pozostałych. Straty po stronie konfederatów były równie dotkliwe, trzy eskadry interceptorow i straty w standardowej eskadrze myśliwców. W środku stołu mój pancernik prowadził ogień z dział trzeciej klasy i dwóch wyrzutni torped, uszkadzając tym krążownik eskortowy suffolk. Prawa flanka Łukasza chowała sie za planeta, spokojnie wypuszczając trzy eskadry myśliwców torpedowych i jedną eskadrę szturmowa.

W piątej turze Siwus szykował się do ataku swoimi torpedowcami na mój lotniskowiec. Jedna z moich ocalałych eskadr związała walką grupę torpedową ale pozostałe dwie, wsparte myśliwcami szturmowymi, szykowały się na mojego CVL. Zdając sobie sprawę z nieuchronnego postanowiłem skupić cała obronę na jednej eskadrze torpedowców, niestety cztery SOBy i dwa działa klasy 1 nie trafiły ani razu! Mając czystą drogę, konfederaci rozpoczęli swój "attack run", doprowadziło to do 25 punktów uszkodzeń, co zredukowało do zera opancerzenie i pierwszy rząd kadłuba. O dziwo, ów atak nie zniszczył zbyt wielu systemów okrętu. Dalsza część to ostrzał artyleryjski, tracę niszczyciel a uszkadzam coraz bardziej suffolk. Prawa flanka Siwusa nadal za planeta. Podejmuje decyzje i zawracam mój pancernik i krążownik na lewa flankę Łukasza, biorąc pod uwagę ciąg mojego pancernika wiedziałem że i tak zostane wymanewrowany ale musiałem choć spróbować utrzymać cele w przednich arcach moich okrętów.

Kolejna tura zapowiadała się ciekawie, związana przez moje interceptory eskadra torpedowców została doszczętnie rozstrzelana, kolejna wycofała się do drugiego Inflexible aby się przezbroić. Eskadra konfederackich myśliwców i szturmowców objęła za cel moją samotną fregatę, która cały czas pilnowała objectivu i była poza walką. Atak kilku maszyn przyniósł spore uszkodzenia ale okręt zachował większość systemów. Łukasz miał jeszcze jedną sztuczkę w zanadrzu. Podzas fazy ruchu zdecydował się na abordaż swoim całym kontyngentem marines z Inflexible na mój lotniskowiec klasy Wien. Jako że mój okręt był już nadgryziony, posiadałem tylko sześć grup marines, Siwus miał ich dziewięć. Powiem tak, epicka obrona hangaru(najbardziej oczywiste miejsce abordażu) porównywalna tylko z obroną Czestochowy przez Kmicica przed Szwedami, nie stety i to nie pomogło. Wybiłem siedem oddziałów a sam Łukasz w pewnym momencie powątpiewał w sukces. Strata lotniskowca okazała sie sporym ciosem, który najbardziej zabolał przy podliczaniu punktów na koniec gry. Sukcesy zacząłem odnosić za to w ostrzale jednostek konfederatow z moich okrętów. W końcu wypatroszyłem suffolk, zmuszając resztki załogi do opuszczenia jednostki w kapsułach, pierwsze głębsze rysy na kadłubie zanotował również lotniskowiec z którego dokonano abordażu.

Kolejna tura, tracę resztki swojej eskadry interceptorów, które związują się walką z standardowymi maszynami konfederatow nikt nie wyszedł zwycięsko z tego dogfightu. Na stole zostaje tylko eskadra szturmowa, szykująca się na dobicie mojej fregaty i dwie(chyba) nadgryzione eskadry torpedowe. W fazie ruchu, moja mocno uszkodzona fregata odpala FTL! Jej opłakany stan i małe prawdopodobienstwo obrony jednym SOBem przed całą eskadrą szturmową wręcz wymuszała ucieczkę. Poza tym jeśli skok się powiedzie uratuję okręt, jeśli się nie powiedzie zniszczę myśliwce, WIN/WIN! No i udało się, skok sie nie udał :). Straciłem fregatę i zniszczyłem mysliwce, fuck yeah! To nie był jedyny nie udany skok FTL w tej grze, Siwus chciał uciec moim lotniskowcem ale bliskość planety zakłóciła procedurę, nikt nie przeżył. Nie mieliśmy przy sobie zasad more thrust więc założyliśmy że można uciec w FTL zdobytym okrętem ale to jest do weryfikacji. Sytuacja była już chyba dość klarowna, mój pancernik i krążownik eskortowy ubezpieczając się nawzajem były praktycznie nie do ruszenia przez myśliwce, siła ognia dział była również po mojej stronie. Łukasz podjął decyzję o wycofaniu się ze stołu, na koniec jeszcze udało mu się zniszczyć myśliwcami mój ostatni niszczyciel ja za to odpłaciłem się rozstrzelaniem lotniskowca co zakończyło się opuszczeniem okrętu przez resztkę załogi. W nastepnej turze, Siwus zgrabnymi manewrami rozdzielił pozostały lotniskowiec i fregatę po czym dokonał skoku w FTL.

Gra zakończyła sie moim zwyciestwem, choć nie widać tego w punktach zdobytych przez nas obu. Bitwa bardzo ciekawa, wg mnie moja rozpiska trafiona, Siwus postawił wszystko na myśliwce i chyba nie wyszło do końca jak oczekiwał.




PUNKTY

Siwus:
Strategy points za zdobyte punkty 1297/100=13(wliczone podwójne punkty za przejęcie lotniskowca)
Recon points za zdobyte punkty 1297/200=7
Recon points za ocalałe jednostki 564/400=2
Recon points za pomalowaną całą flote=3

ST. PTS. 13
REC. PTS. 11

Rafel
Strategy points za zdobyte punkty 994(w tym 100 za objective)/200=5
Recon points za zdobyte punkty 994/200=5
Recon points za ocalałe jednostki 677/400=2
Recon points za pomalowaną flotę=3
Zwycięstwo: 2 strategy points i 3 recon points
Recon points

ST. PTS. 7
REC. PTS. 13

Sumując z poprzednią bitwą:
Siwus
ST. PTS. 13
REC. PTS 17
Rafel
ST. PTS 7
REC. PTS. 17

Jak widać Siwus nie może odpalić jeszcze control mission bo wymaga to 25 punktów ST. Jeszcze raz dzięki za grę. Zdjęcia na koniec, można łatwo dostrzec że bitwa odbyła się w środku zielonej nebuli ;).


POZDRAWIAM













środa, 5 czerwca 2013

One tak szybko odchodzą...

Witam,

 Kolejny raz przedstawię AAR z moich poczynań z ATZ. Po ostatnim udanym scenariuszu, w którym założyłem bazę wypadową, przyszedł czas na zbieranie zasobów. Do tego momentu mam tylko jedną jednostkę jedzenia na trójkę ocalałych, to za mało by przetrwać miesiąc kończący się po czterech scenariuszach.

 Przy pomocy moich makiet budynków i segmentów ulicy, udało się stworzyć miło wyglądający dla oka stół do grania.

  Początek nie należał do miłych, od razu pojawia się sześć Zombie, postanawiam jednak unikać walki. Na cały scenariusz narzucam sobie włąśnie takową taktykę, unikać walki wykorzystując przewagę szybkości ludzi i jak najszybsze przeszukanie budynków.
 
  Jak widać nie jest łatwo wyminąć zombiaki gdy nadchodzą z każdej strony. W walce jeden na jeden Zed'y nie mają większych szans więc postanawiam eliminować je po jednym na raz. Szybko udaje się przeszukać pierwszy magazyn, pech, dwa Zed'y. Nie ryzykuję, strzelam, zabijam, przywołuje tym samym kilka truposzy. Spieszę się z przeszukaniem i wychodzę tylnymi drzwiami zanim Zed'y wejdą do środka.


 Niestety, słabe rzuty na aktywację i mam problem. Cała grupa zombie atakuje moich ocalałych, niestety są w zasięgu ataku. Zmuszony do walki wręcz z przeważająca liczbą zombie w dodatku z perspektywą okrążenia postanawiam nie strzelać do szarżujących truposzy, może to był błąd. Podczas walki wręcz Kenneth i Zack radzą sobie ze swoimi przeciwnikami ale Misery pada pod naporem umarlaka na ziemię. Niestety nie udaje mi się jej uratować i po krótkiej chwili jest przykryta zombiakami, które rozrywają jej ciało na strzępy. Chłopaki z grupy już widzieli taki horror więc nie muszą zdawać testu "see the feast" i szybko oddalają się by przeszukać pobliski apartamentowiec. W całej tej makabrycznej sytuacji ciało Misery daje reszcie trzy tury "wytchnienia".  Przeszukuję pralnie i sklep, udaje się trafić na jedzenie i papierosy ale również na grupę dwóch ocalałych, którzy nie chcą walczyć ale też nie przyłączają się do mnie. Handel powiększa moje zasoby jedzenia. 


 Wchodzę w zaułek za barem, w garażu nic nie znajduję choć miałem nadzieję na kluczyki do stojącego obok auta. Z nadzieją że może uda się coś znaleźć w budce z Fast Food'em pospiesznie ruszam w jej kierunku. W środku natrafiam na cywila, kobieta w pistoletem maszynowym. Chwila napięcia...postanawia przyłączyć się do mojej grupy ale tylko do końca tej rozgrywki, dobre i to. Po wyjściu z budki z żarciem okazuje się ze ścigająca mnie grupa zombie w końcu doczłapała się do zaułka. Ponownie postanawiam nie strzelać i szarżuję do walki wręcz. I tu psikus, Zack i Kenneth atakują bez problemu ale Jil nie przechodzi testu "to charge" i stoi jak wryta, to powoduje że przy aktywacji zombie Kenneth musi przyjąć na siebie szarżę dwóch Zed'ów. Na szczęście udaje mu się powalić ich na ziemię.

 Wykorzystuję kolejna moja aktywację na odskoczenie od zagrożenia i mała alejką okrążam bar aby wejść do niego od frontu. W środku trafiam na klientów knajpy, którzy najwidoczniej trochę się zasiedzieli. Cztery zombie! Nie ryzykuję, strzelam ze wszystkiego co mam. Kenneth chybia ze swojego BA Pistol w dodatku okazuje się że wystrzelił ostatnie naboje z magazynka(dublet jedynek), Zack nie potrafi opanować serii ze swojego Assault Rifle i chybia, Jil ze swojego MP trafia w ścianę. Sweet! Kolejne zombie na zewnątrz baru usłyszały strzelaninę.  



 Dochodzi do walki wręcz, i ponownie tracą członka grupy! Jil nie ma szans i zostaje powalona. Znowu aktywują się zombie i kolejny 'feast" w tej grze. Moi chłopcy załatwiają ostatniego Zed'a w barze i przeszukują ciało Jil, zabieram MP, w barze trafiam na jedzenie. Znowu nie trafiam kluczy do auta! Wychodzę z knajpy i postanawiam zakończyć scenariusz, odskakuję do krańca stołu.   

 W sumie mogłem spróbować odpalić auto "na krótko" ale wydaje mi się ze mógłbym zaryzykować za dużo. Scenariusz udany bo na koniec okazuje się że w kryjówce mam już siedem jednostek jedzenia, dwie jednostki dóbr luksusowych(papierosy itp), dwa shoutgun'y i pistolet maszynowy. Za to straciłem już dwie członkinie grupy w jednym miesiącu!!! To daje ujemne modyfikatory do rzutów na test czy Kenneth nie opuści mojej dwuosobowej grupy. Szczęście mi dopisuje i pomimo tych dwóch tragedii Ken postanawia zostać. Niestety żaden z dwojga ocalałych nie zdaje testu na podwyższenie reputacji(Rep.).  Pomimo rozegrania trzech scenariuszy nie czuję abym osiągnął coś w tej grze, raczej mam wrażenie oddania kroku w tył(dwie stracone współtowarzyszki). Mając spore zapasy jedzenia(jak na dwu osobową grupę) decyduję przenieść się na przedmieścia(suberbs) więc następnym razem(jeśli będzie taka potrzeba) rozegram losowe spotkanie na drodze. W przedmieściach jest mniej zombie, tylko D6 na człowieka na początku gry, i po dwóch scenariuszach upływa miesiąc. Zobaczymy jak to się ułoży, na razie dopada mnie poczucie bezradności i wręcz tracącej sens walki z wrogiem nie do pokonania, może tak właśnie czułby się człowiek w środku apokalipsy zombie? Mam nadzieję ze nigdy nie będę musiał tego sprawdzić w rzeczywistości...oczywiście żartuję z niecierpliwością czekam na hordy zombie drapiące o moje drzwi! :D:D:D

Pozdrawiam.

czwartek, 16 maja 2013

Może to nie SimCity ale...

Witam,

 Niestety zaplanowaną grę w ATZ musiałem odłożyć na inny termin, plany pokrzyżował mi Urząd Skarbowy, więc chociaż pochwalę się moimi makietami budynków i segmentów z ulicą.


Bar of Broken Dreams


Open the door! Open the door! - wołał rozemocjonowany tłum. ;)

 Makiety od innego producenta, jak widać, mają ciekawe tekstury na zewnątrz jak i wewnątrz. Pozwala to na granie nawet w środku, wystarczy tylko zdjąć dach - oczywiste! W tym momencie mam do dyspozycji duży magazyn(na zdjęciu z autem w środku), garaż, nudkę fast food, dwa sklepy, dwa małe budynki bez konkretnego przeznaczenia, jeden piętrowy budynek...i bar! Knajpę będę traktował jako "Bar of Broken Dreams", ktoś kojarzy skąd taka nazwa? :)

 Segmenty mam na razie trzy, niestety uległy małej deformacji z powodu farby(kto to mi wykrakał???), da się to korygować ale jakiś uparty ten karton.

 Na razie tyle, sugestie i spostrzeżenia mile widziane.

Pozdrawiam